Świat dziwny, świat senny w marzenia zaklęty...

BLOG AUTORSKI KATARZYNY GEORGIOU
Zapraszam w świat kobiecej tajemnicy, gdzie serce rozpoczyna swój spacer wokół zewnętrza ciała... gdzie Wiatr mówi do Księżyca: "Zdmuchnę Cię!"
Welcome to my Imagination's World :)

środa, 27 kwietnia 2016

Najnowszy wywiad z Katarzyną Georgiou dla magazynu Życie i Pasje - "O poezji, oknach, kotach, doulach i magii codziennego życia".

http://www.eioba.pl/a/53u4/wywiad-z-katarzyna-georgiou-dla-magazynu-zycie-i-pasje

O poezji, oknach, kotach, doulach i magii codziennego życia – wywiad z Katarzyną Georgiou
2016-04-26 pióro i pasja, wywiady


Dzisiaj przedstawiam Państwu autorkę naszego patronackiego tomiku poezji „Komu mruczy kot”, Katarzynę Georgiou. Kobietę o intrygującej osobowości i wielkiej wrażliwości. Zapraszam na rozmowę przy kawie, redaktor naczelna – Klaudia Maksa


Klaudia Maksa: Dzień dobry. Czytając różne materiały, przejrzałam Pani bieżący plan spotkań. Oprócz tych w domach kultury, ma Pani także spotkania z przedszkolakami. Jaki jest ich cel? Oswoić maluchy z poezją?

Katarzyna Georgiou: Tak, to prawda, mam wiele spotkań w przedszkolach i szkołach podstawowych. Ich celem jest nie tylko przybliżanie dzieciom poezji, ale także czerpanie inspiracji ze świata dzieci. Jest on jedyny w swoim rodzaju, jeśli chodzi o spontaniczność reakcji, świeżość spojrzenia na „dziejstwo” wokół, wielobarwność przekazu. To ja czuję się zaszczycona tym, że dzieci akceptują to, co robię i dzielą się ze mną swoimi opiniami, reakcjami, jednocześnie karmiąc moją wyobraźnię podczas warsztatów plastycznych towarzyszących zawsze tym literackim. Mój projekt „Strefa Bałaganu” to w zasadzie wehikuł-samograj – dzieci dają pożywkę swoimi pracami plastycznymi, ja piszę dla nich wiersze, ilustrowane ich własną sztuką, które później trafiają do wielu innych dzieci, ich rodzin oraz placówek oświatowych. Te zapraszają mnie z kolei wraz ze „Strefą” i słowem, gdzie ponownie zbieram materiał do następnego tomu. W dziecięcej serii mam dwa tomiki – Dziecięcy świat i Strefa Bałaganu. Obecnie pracuję nad trzecim i zdradzę wam, iż będzie nosić tytuł Kuźnia wynalazków.

K.M.: Nie każdy rozumie poezję. Myślę, że kluczem do niej jest samoświadomość. Im bardziej rozumiemy siebie, im większa jest harmonia między naszą duszą a światem, tym poezja jest dla nas bardziej czytelna? Zgadza się Pani z tym?

Katarzyna Georgiou: Jak najbardziej. Poezja zawsze była sztuką niszową. Na spotkania przychodzą ludzie, którym jest potrzebna dla duszy tak jak strawa dla ciała. Wszak całe nasze życie i kolejne wcielenia spędzamy nad poznawaniem siebie samych, głębi drzemiącej w naszych duszach, gromadząc doświadczenia prowokujące do przemyśleń i pracy nad samodoskonaleniem. Z tą harmonią też różnie bywa. Moim zdaniem chodzi o czuwanie nad równowagą pierwiastka męskiego i żeńskiego, które jednako w sobie nosimy. Brak tej równowagi skutkuje zbaczaniem z drogi „środka”, czyli tej optymalnej ścieżki dającej naszemu życiu radość, spełnienie i zadowolenie z działań wpływających na jakość wspólnego bytowania w fizycznym i duchowym świecie. Poezja zaś dostarcza wzruszeń i przenosi w świat niezwykłych doznań, czasem w krainę łagodności, a czasem na wichrowe wzgórza czy sztormowe morze. Uważam też, iż poezja jest „czytelna” dla ludzi wówczas, gdy trafia do nich na poziomie emocjonalnym. To nie czytelnik, czy słuchający ma się zastanawiać nad tym„co poeta miał na myśli”. To poeta powinien tak plastycznie i sugestywnie przekazać swoje myśli, by porwać do swego świata tych, którzy pochylają się na jego słowem.

K.M.: Pisze Pani o sobie, że jest świadomą matką. Co według Pani znaczy „świadome macierzyństwo”?

Katarzyna Georgiou: Z mojego punktu widzenia, na świadome macierzyństwo ma wpływ wiele czynników. Najważniejsze z nich to zdawanie sobie przez kobietę sprawy z własnej mocy twórczej, decyzyjnej i sprawczej, odpowiedzialność za siebie i życie, które w niesamowicie ingerencyjny sposób, przeniknie nasze własne ( ja na przykład, dopiero będąc matką, zrozumiałam powiedzenie o kobiecie odejmującej sobie od ust, by jej dziecko nie chodziło głodne) oraz pełne zrozumienie, iż dzieci nie są naszą własnością – parafrazując proroka Gibrana – dzieci są jak strzały, a rodzice jak cięciwy łuków, z których te strzały poszybują.

K.M.: Na początku kwietnia miała Pani także spotkanie w Pozytywnej Grupie Wsparcia jako pisarka, ale także jako mama z doświadczeniem, która przeszła przez odpowiednie przygotowanie duchowe w czasie noszenia dziecka pod sercem i przez poród domowy. Jest pani doulą?

Katarzyna Georgiou: Nie, nie jestem doulą. Z pojęciem douli spotkałam się w Kanadzie, gdy rozważałam opcje porodowe. Jako że jestem kobietą z innym spojrzeniem na świat i wierzę w moje własne sprawstwo i możliwości ciała, które Natura wyposażyła we właściwość radzenia sobie z każdym wysiłkiem, rozpatrywałam opcję porodu domowego jak to drzewiej bywało. Wiadomym mi było, że żaden położnik na tę opcję nie pójdzie, więc zaczęłam szukać alternatywy. Z pomocą i informacją przyszła mi przyjaciółka, która była doulą i współpracowała z położnymi. I właśnie tymi doświadczeniami dzieliłam się z kobietami na spotkaniu zorganizowanym przez Magdalenę Janowicz, wrocławską doulę.

K.M.: Doule pojawiły się w Stanach Zjednoczonych w latach 60, w Europie w latach 90. W Polsce to nowy trend. W kraju mamy tylko 18 kobiet z certyfikatem, więc to nie jest zjawisko powszechnie znane. Mimo że Stowarzyszenie Douli jest ogólnopolskie, praktycznie tylko w największych ośrodkach można je znaleźć. Myślę, że główną przyczyną jest brak wiedzy na ten temat. Może nam Pani ją przybliżyć?

Katarzyna Georgiou: Doule i położne były w społecznościach od zawsze. Znane pod wieloma nazwami. Określano je jako te, które „łapią dzieci”. U Słowian to były szeptuchy czy tzw. babki, pełniące rolę położnych. Do głównych zadań douli należy zapewnienie emocjonalnego wsparcia i komfortu rodzącej. W odróżnieniu od położnej, która może być zaangażowana w opiekę nad wieloma kobietami jednocześnie, doula poświęca swój czas i uwagę tylko jednej osobie. Tak było również i w moim przypadku. Doula Marion Wall z Toronto była moją towarzyszką, powierniczką, informatorem, konsultantem i doradczynią. Kiedykolwiek jej potrzebowałam, wykonywałam telefon i jechała do mnie z drugiego końca miasta. To ona zasugerowała lekcje tańca brzucha i jogę w ramach ćwiczeń przygotowujących do porodu domowego. To również ona przybliżyła mi wszystkie dostępne opcje rodzenia, wyjaśniając plusy i minusy każdej z nich. Podsuwała mi książki, które powinnam była przeczytać, by zdobyć wiedzę i odczytać prawidłowo wszystkie znaki wysyłane przez moje ciało. Herbarz dla kobiet oczekujących na dziecko okazał się dla mnie kopalnią wiedzy, a zioła towarzyszyły przez cały okres oczekiwania na dziecko. I wreszcie to ona asystowała mi w porodzie domowym wraz z położnymi, dbając o mój komfort i podtrzymując moje siły różnymi działaniami. Napisałam kiedyś nawet artykuł o doulach, który można przeczytać tutaj.

Natomiast o doulach w Polsce można zdobyć informacje na stronie „Doula w Polsce Stowarzyszenie”. Poniższy fragment to cytat z ich portalu:

„Doula wspiera kobietę podczas ciąży oraz porodu, ale nie od strony medycznej, tylko emocjonalnej. Czasami jest pomocna od strony praktycznej, bo kobieta ciężarna potrzebuje też niekiedy fizycznej, ale intymnej pomocy udzielonej jej przez kobietę. Dzięki obecności douli i jej działaniom ciąża oraz poród nie muszą być źródłem niepotrzebnego lęku dla kobiety. Bo doula radzi, wywołuje uśmiech i przekazuje pozytywne myślenie o ciąży oraz narodzinach dziecka. Doula samą siebie nazywa brakującym ogniwem w łańcuszku specjalistów okołoporodowych. Poświęca czas, wiedzę i cierpliwość podczas ciąży, w momencie porodu i w pierwszych dniach macierzyństwa. Doula na życzenie i za zgodą rodziców może asystować kobiecie w doświadczeniu ciąży, porodu i pierwszych dni z dzieckiem”.

K.M.: Jak Pani myśli, dlaczego kobiety mają opór przed otwarciem się na naturę, przed podporządkowaniu się jej? Walczymy o poród bez bólu, o godne traktowanie w tej najważniejszej dla kobiety chwili, a naturę traktujemy po macoszemu?

Katarzyna Georgiou: Godne traktowanie kobiet to temat rzeka. Osobiście uważam, iż to tylko kobieta ma prawo decydować o sobie, o swoim ciele i o wydaniu na świat potomstwa. I nie, nie jestem feministką. Ale nadszedł już czas, by zrozumiano, iż to kobiety są nosicielkami wiedzy pokoleniowej i na ich barkach spoczywa dbanie o dzieci, rodzinę i społeczność, w której żyją oraz śnienie przyszłości dla tychże społeczności. Mężczyźni zaś pełnią równie ważną rolę, ze względu na swoją siłę fizyczną i techniczny umysł, i powinni umożliwiać kobietom to „śnienie” poprzez zapewnienie bezpieczeństwa, komfortu bytowania oraz wprowadzanie wizji i pomysłów w praktyczne życie. Kobieta i mężczyzna to dwie różne energie – Kapłanka i Wojownik. Śnienie i wykonanie. Energia podtrzymująca działanie i odwaga zrobienia pierwszego kroku ku zmianom. Wracając jednak do pytania, po tym wstępnym wyjaśnieniu, odpowiedź nasuwa się sama. Kobiety powinny ponownie uwierzyć w siebie i swoje możliwości i nie pozwalać na spychanie do ról narzucanych przez społeczne, religijne i instytucjonalne oczekiwania. Współpracujmy ze sobą. Okazujmy szacunek, zrozumienie i akceptację tych odmiennych energii. Walka o dominację prowadzi tylko do destrukcji.

Co do bólu – jest on towarzyszem naszej życiowej podróży i wszystko zależy od tego, jak na zjawisko bólu spojrzymy. Ja widzę go jako sygnał, iż coś się dzieje w naszym ciele, tak fizycznym jak i emocjonalnym, i trzeba temu poświęcić uwagę. Ból to ostrzeżenie. Natura tak to właśnie zaplanowała. Kobiece ciało jest stworzone do rodzenia, a ból jaki temu towarzyszy jest do zniesienia i rekompensuje go radość z posiadania dziecka i przemiany jakości energetycznej w kobietę-matkę. Kwestia uwierzenia we własne możliwości i wewnętrzną siłę to klucz do zrozumienia, że każda ingerencja farmakologiczna, by ten ból obejść jest opłacana konsekwencjami i to nierzadko utrudniającymi normalne funkcjonowanie. Myślę, że w dobie technicyzacji i daleko posuniętej wiedzy medycznej, nasz instynkt kobiecy, a także umiejętność odczytywania sygnałów z ciała, został bardzo zmarginalizowany. I zapewne niewiele będzie kobiet, które podzielą moje tutaj rozważania.

K.M.: Mówi się często, że naturę pokocha ten, komu ludzie wyrządzili krzywdę. Dużo w tym prawdy, ale myślę, że to też zależy od tego, czy potrafimy zwolnić. To tak jak z telewizorem, że tak użyję niezbyt literackiego porównania. Jeśli ktoś nastawia telewizor głośno, kiedy ściszy, ma wrażenie, że nic nie słyszy. A to nieprawda. Po jakimś czasie, zależnym od indywidualnej zdolności percepcji, zacznie słyszeć tak samo wyraźnie jak poprzednio. Przy czym usłyszy także deszcz dzwoniący o szybę, szum wiatru za oknem… A Pani nauczyła się ciszy, czy ma Pani wyostrzoną uwagę od urodzenia?

Katarzyna Georgiou: Nie wiem, czy od urodzenia. Dzieci zazwyczaj nie mają pamięci swoich pierwszych 3 lat życia… Z całą pewnością mogę powiedzieć, iż jestem osobą intuicyjną, a tego nie można się nauczyć. Intuicję i umiejętność jej słuchania trzeba po prostu mieć w sobie. Zupełnie odrębną sprawą jest zaś zdecydowanie na posłuchania jej podszeptów, gdy rozum co innego widzi, a nasze ego czegoś innego się domaga. Wyostrzoną uwagę zaobserwowałam u siebie, gdy dorastałam. Pomogło mi to w obserwacjach ludzkiej natury i przełożeniu tego na wyniki w nauce.


Później już świadomie ją rozwijałam, szczególnie gdy obcowałam ze środowiskiem naturalnym. W moim wiejskim domu słyszę nawet bezmiar ciszy… Tu nie mam nawet ochoty włączyć przeszkadzajek typu radio czy telewizor. Wieczorami słyszę nawet chrobotanie kornika w starych belkach czy szuranie mysich pazurków gryzonia próbującego schronić się w domu przed zimnem. W kominie wyje wiatr, gdy zbliża się burza, a nocą słychać pohukiwanie sowy na pobliskim drzewie czy odgłosy kocich walk na podwórcu. Gdy otworzę okno w parną letnią noc, usypiam do melodii szemrzącej kaskady na przydomowej rzeczce. W nocy zaś odczuwam wibracje kociego mruczanda nad moją głową, gdy Asfalt Kot zdecyduje, że poduszka tak naprawdę należy do niego…

K.M.: Współczesny, pracujący człowiek jest „przebodźcowany”. Jeśli jest mądry, znajdzie dla siebie azyl, żeby odreagować stresy dnia codziennego. Jaki azyl ma Katarzyna Georgiou?

Katarzyna Georgiou: Moim azylem, zanim nie osiadłam na swoim miejscu na Ziemi, zawsze były pola, łąki, lasy, góry, jeziora i morza z plażami. Za każdym razem, gdy potrzebowałam naładować akumulatory, uciekałam właśnie tam… Czasem tylko na kilka godzin, czasem na kilka tygodni. Teraz tym azylem jest mój wiejski i bardzo stary dom z ogromnym ogrodem i lipą, której nie powstydziłby się sam Kochanowski. Do mojego domu łatwo wejść, tak mówią goście, lecz bardzo trudno wyjść. Ot, magia! Straciłam nawet ochotę gonienia za Leśnym Lichem po zagranicznych światach.


Wystarczy mi ten wyłącznie mój, z lasem i rzeką przy boku, łąką zielną i ogrodem pełnym skarbów. Tutaj powstał tom Komu mruczy kot, któremu patronujecie. W tym domu nie tylko koty gadają, ale i framugi. Mam też Strażników Domu, którzy w jednym z narożników okupują kanał energetyczny. Sercem domu zaś jest kominek z ogniem rodzinnego spokoju. Wykonano go wg mojej wizji i przyznam, iż do bujanego fotela stojącego właśnie przed nim, wszyscy odwiedzający i domownicy, włączając Elvisa Kota, grawitują jakby był przyciągającym magnesem. Teraz też, jak Hanka Banaszak, mogę sobie pod nosem nucić „w moim magicznym domu, wszystko się dzieje na opak, same zdarzają się historie, sam się rozgryza orzech”.

K.M.: Które okno najbardziej Pani lubi w swoim domu? Bo mówi się, że ulubione okno, to prawdziwe okno na świat? Widzimy w nim to, co najbardziej kochamy widzieć.


Katarzyna Georgiou:Jest ich dwa w moim domu. Jedno na rzekę, a drugie na ogród. To na rzekę, która płynie dosłownie 3-4 metry od muru lubię szczególnie, gdyż woda dla mnie symbolizuje ciągły ruch, zmiany w życiu, przystosowanie do terenu lub ingerencję w środowisko by zaadaptować je do potrzeb nurtu… Woda jest życiem. W tej rzeczce widzę bobry nocą, kaczki i czaple w dzień, czy pływające wydry i zaskrońce. Gdy mnie odwiedzają, jest to zachętą spojrzenia na nie, jako zwierzęta totemiczne. I zadanie sobie pytań, czego mnie uczą, z jaką wiadomością do mnie przybywają, nad czym w życiu powinnam się zastanowić i co ewentualnie w nim albo w sobie zmienić? W tym miejscu chcę podziękować Indianom, których nauki, pobierane na Manitoulin Island w Kanadzie, są mi teraz bardzo przydatne tak w życiu prywatnym jak i zawodowym.


Okno na ogród zaś daje mi możliwość obserwacji mieszkańców ogrodu, przelatujące nad nim wędrowne ptaki, których w Dolinie Baryczy jest całe mnóstwo, przypadkowych przechodniów jak wiejskie psy, dzikie koty czy sroki „kradziejki”, co gankowym kotom karmę podkradają wcale nierzadko. Obraz ogrodu z tego okna przypomina mi zmiany, jakie w nim zaszły od momentu przejęcia tej ziemi i uczynienia jej moim gniazdem. Uświadamia mi ile wyrzeczeń, wysiłku i pracy włożyłam, jaką drogę przebyłam i jakie koło zatoczyłam, wliczając w to lata na emigracji, by móc teraz rozkoszować się poranną kawą na ganku z widokiem na efekty pobranych i zastosowanych nauk od wielu ludzi i wielu środowisk. Przypomina mi o pokorze, asertywności wobec życia i uważności na działania i wypowiadane słowa.

K.M.: Świadoma matka to kobieta opiekuńcza. Założę się, że oprócz rodziny otacza Panią też „stado” zwierzaków?

Katarzyna Georgiou: Aż uśmiechnęłam się po przeczytaniu tego pytania… Tak, otacza mnie ich całe mnóstwo. Mam dwa koty domowe – Asfalta czarnego jak nawierzchnia drogi i Elvisa Ragdolla herbu Urwipołeć. Zastępują mi telewizję i kino. Komedię wyciskającą łzy śmiechu mam na co dzień. Do tego mam gankową rodzinę kotów, które zaadoptowały mnie na opiekunkę karmiącą, głaszczącą i ratującą w potrzebie, gdy spotka ich nieszczęście, od innych ludzi zazwyczaj. Była i świnka morska, którą mój syn sprowadził w miejsce chomika…


No, a w ogrodzie mam jaszczurki, zaskrońce, własny rój pszczół w pniu lipy, co pszczelarzowi zwiały z pasieki, nornice i krety, których zachowanie najlepiej przepowiada pogodę, jeże co nocą „kole płotu” żerują, ptaszki, które zimą dokarmiam, a całą resztę roku słucham jak orkiestry symfonicznej, w nadmiarze żab, ropuch, żuków, motyli i robali wszelkiej maści, co na uprawach żerują i wreszcie krasulę sąsiadową, co do rzeczki latem przychodzi od strony przeciwległego brzegu jak do wodopoju.

Z ostatniej chwili zaś – w minioną niedzielę odebrałam poród Kici Gankowej. Bella urodziła cztery zdrowe kociaki i rzecz oczywista wybrała na poród mój wiedźmiński ganek, a mnie na doulę i to po raz drugi… Przypadek?

K.M.: Piękny dom, szczęśliwa rodzina, radosne zwierzęta oraz wrażliwość – nic dziwnego, że w takich warunkach wena lata nad Pani głową z różowymi skrzydłami. Proszę pochwalić się naszym czytelnikom, jakie perełki literackie Pani autorstwa już ujrzały światło dzienne?


Katarzyna Georgiou: Od 2010 roku ukazało się 8 książek poetyckich. Każda bogato ilustrowana fotografiami. Piszę dla dzieci i dorosłych, więc niejako dwa nurty w mojej twórczości są wyraźnie zaznaczone.

Dla dzieci wydałam tomiki w języku polskim Dziecięcy świat i Strefa Bałaganu, oba ilustrowane sztuką dziecięcą, a w języku angielskim Imagination’s LightiFunky Poems Treasury, które są związane z moją profesją anglisty i uczą dzieci rymowania, językowego humoru oraz słowotwórstwa.

Dorośli mogą zaś udać się w podróż do odmiennego od obecnej rzeczywistości świata, czytając wiersze i prozę poetycką w trzech tomikach, których treści nawiązują kolejno do: narodzin jako istoty świadomej i ukształtowanej poprzez doświadczenia życiowe i przemyślenia z nich płynące (Dychotomia mojej kobiecej natury), podróży i pogoni za marzeniami (Światy dwa w pogoni za Leśnym Lichem) i wreszcie zakotwiczenia w domu stworzonym przez własne sprawstwo i magiczne podejście do życia (Komu mruczy kot).

Zupełnie zaś oddzielną rzeczą jest album Czas obietnicy – Macierzyństwo magiczne, który stworzyłam dla kobiet oczekujących na dziecko lub interesujących się tematyką macierzyństwa i dziecięctwa.

K.M.: Rozumiem, że wszystkie tomiki mają ogromną wartość, ale czy jest jakiś, który ma szczególną moc dla Pani?


Katarzyna Georgiou:Tak, to ten właśnie, któremu patronujecie. W Komu mruczy kot bez wątpienia staram się przekazać coś, co nazywam „magią codziennego życia” i przybliżyć wiele aspektów tej magii, która czyni życie barwnym, interesującym i zaskakującym. I choć chwile szczęścia często są okupione cierpieniem i zwątpieniem, to jednak warto smakować je ze wszystkich sił, by usłyszeć dźwięki muzyki, która nam w duszach gra.

K.M.: A co skłoniło Panią do stworzenia do tak oryginalnego projektu jak Kalendarz Macierzyństwa. Mówię tu o tomiku Czas obietnicy – macierzyństwo magiczne?


Katarzyna Georgiou: Jako świadoma matka, która wybrała określoną ścieżkę i zdecydowała się na macierzyństwo dość późno w życiu, prowadziłam bardzo swoisty pamiętnik, w którym komunikowałam się z nienarodzoną duszą mojego dziecka. Ten dziennik z czasu oczekiwania i pierwszych 3 miesięcy życia, mój syn dostanie w prezencie, gdy zostanie ojcem. Chciałam ofiarować taką samą możliwość i kobietom w Polsce. Gdy wróciłam po 16 latach z emigracji, z 9-miesięcznym synkiem, i obserwowałam, jak to pani określiła, „opór przed otwarciem się na naturę”, słuchałam ludzi z nawet najbliższego mi otoczenia udzielających porad, które niekoniecznie były dobre dla mojego dziecka i jego rozwoju, a na powielanie ustalonych wzorców nie było we mnie zgody, to wracałam myślami do niestereotypowego myślenia, które pozwoliło mi na rozkoszowanie się mocą z przemiany, jaka dokonuje się w kobiecie, gdy staje się matką. Uwolnienie się z kręgu ofiary społecznych oczekiwań i narzuconych wzorców postępowania jest niezmiernie ważną rzeczą, by móc czerpać siłę z macierzyństwa. I by funkcjonować bez popadania w depresję czy paranoiczne stany typu choćby nadmierna sterylność czy nadopiekuńczość, jednocześnie zachowując własną indywidualność, wewnętrzne piękno i poczucie wartości w ogromie obowiązków i wyzwań jakie stawia życie przed wychowującą swoje potomstwo matką.

K.M.: Pani najnowszy tomik „Komu mruczy kot”, któremu mamy przyjemność patronować medialnie jest bardzo klimatyczny. Czy były jakieś okoliczności, które stały się bodźcem do jego stworzenia?

Katarzyna Georgiou: Owszem były. Nadszedł czas i pora, by podzielić się tym, co najważniejsze w człowieczym życiu – wartościami wyniesionymi z rodzinnego domu, połączeniami ze światem Przodków i własnego Rodu, powiązaniami z Naturą, które Majowie określają jako „In Lak’ech” – jesteś innym Mną , a ja innym Tobą, czerpaniem wzorców z przyrody i zachowania zwierząt czy właściwości roślin, które są jej integralną częścią, tak jak ludzie.

K.M.: Czego życzyć Katarzynie Georgiou jako twórcy, a czego jako kobiecie?

Katarzyna Georgiou: Jako twórcy – nieustającego zachwytu nad małymi rzeczami w życiu i kontynuacji wiary w człowieka. Jako kobiecie – pewnie jak najgłębszego poznania siebie i odnalezienia mojej drugiej połowy, zagubionego skrzydła, lustra duszy… bym mogła w dalszą podróż wyruszyć wspólnie, czy to w lot balonem, czy też w podróż astralną na kraniec galaktyki…

K.M.: To podpisuję się pod życzeniami, adresuję kopertę i wysyłam do gwiazd. Niech się życzenia spełnią. Dziękuję za rozmowę.

Opracowała Klaudia Maksa
fotografie: prywatne zbiory Autorki

materiał chroniony prawami autorskimi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz