W związku z moją bytnością w najbliższy piątek i sobotę na Festiwalu Słowian pod Wieżycą w Masywie Ślęży, zamieszczam fragment z tomiku "Światy dwa w pogoni za Leśnym Lichem", gdzie magiczna góra Radunia się jawi miejscem niezwykłym :) Zapraszam serdecznie wszystkich miłujących dawne zwyczaje, obrzędy i Ród.
"W dni wiosenne, rozbudziwszy zmysły po długim, zimowym, letargicznym śnie, moja wyobraźnia w pogoń za Leśnym Lichem się udała. Wszak i cała przyroda zdaje się być stale zajęta. Drzewa już młodą zielenią osypane, krokusy pysznią się na wpół rozmokłych trawnikach, pszczoły hulają tu i tam, ptaki fruną świergotliwym śpiewem radość wiosenną roznosząc, ślimaki gubią swoje skorupki, a i muszki brzęczą ospałymi jeszcze skrzydełkami. A i dla mnie wschodzi nowe słońce; wszystko jest pełne życia, wszystko zdaje się wyrażać namiętność i wszystko skłania mnie do zachwytu. Tak więc, potykając się o kamuszki na leśnym dukcie wspinam się na szczyt, na kraj świata, tego wyłącznie mojego – magiczną Radunię, Księżycową Górę. Tam Licho ma czekać niecierpliwie po długiej zimowej rozłące, w której tylko sen, ten świat spoza nas, był nicią połączenia. Po drodze drzewa szumią prastarą pieśnią słowiańskiego echa, a brzozowe skrzaty rozczesują swoje skudlone snem zimowym czupryny i łapią mnie za pięty, gdy nieuważnie stąpnę w trawiaste kępy przed ich domostwami. Po drodze tulę się do pobrużdżonej kory wiekowych brzóz, do gładkiej skóry bukowych młodzieńców. Dotykam chropowatej, żywicznej powierzchni świerków i wdycham zapach lasu nabrzmiały odradzającą się energią. Uważnie rozglądam się za posłańcami Licha. Wszak bez ich wskazówek nie znajdę kapryśnego pana lasu, co chować się po skalnych zakamarkach lubi. O, bukiecik przebiśniegów pozostawił dla mnie, by oczy pieścić i czarować. Gałązką brzozową włosy pogłaskał, a jedwabistość zieloniuchnych listeczków policzek musnęła w nieśmiałym pocałunku. Motyl cytrynek przysiadł na chwilkę jak podarowana cenna broszka. O, i ławeczkę ze zmurszałego pnia pozostawił na mej drodze okrytą miękkim mchem dla wygody, a gdy przysiadłam na chwilę, słonecznym promykiem piegi namalował na mojej twarzy wystawionej do ciepła jego spojrzenia.
Jestem na szczycie, jeszcze walczę o oddech powracający falami i już niecierpliwe rozglądam się za... Jest! Na skrzydłach wiatru przybył, otoczył wirem i w objęcia ciepłe, stęsknione porwał gwałtownie."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz