Świat dziwny, świat senny w marzenia zaklęty...

BLOG AUTORSKI KATARZYNY GEORGIOU
Zapraszam w świat kobiecej tajemnicy, gdzie serce rozpoczyna swój spacer wokół zewnętrza ciała... gdzie Wiatr mówi do Księżyca: "Zdmuchnę Cię!"
Welcome to my Imagination's World :)

piątek, 11 lipca 2014

Wywiad autorski dla portalu Sztukater.pl w związku z wydarzeniem literackim LiteraTura II Strzelin pzreprowadzony ze mną przez Marię Zofię Tomaszewską :)

„Kocham kwiaty, zioła i drzewa"
(Maria Zofia Tomaszewska) Nazywasz się Katarzyna Georgiou, pseudonim Skalny Kwiat. Skąd takie egzotyczne nazwisko? Brzmi „grecko".
(Katarzyna Georgiou) Egzotyczne? Ot, spadek po kanadyjskiej przygodzie i małżeństwie z Cypryjczykiem. Pasuje mi numerologicznie, więc je zatrzymałam.



(M.Z.T.) Wymień książki (zbiory poezji) jakie dotychczas wydałaś z podaniem roku wydania oraz wydawnictwa.
(K.G.) Dychotomia Mojej Kobiecej Natury, wydawnictwo Radwan, 2010
Dziecięcy Świat, wydawnictwo Radwan, 2010
Czas obietnicy – Macierzyństwo magiczne, album poetycki i kalendarz, Warszawska Firma Wydawnicza, 2010
Imagination's Light, zbiór wierszy angielskich, Warszawska Firma Wydawnicza, 2011
Światy dwa w pogoni za Leśnym Lichem, wydawnictwo Eurosystem, Wrocław 2013
Strefa Bałaganu, wydawnictwo Eurosystem, Wrocław 2013,
Funky Poems Treasury, wydawnictwo Eurosystem, Wrocław, 2014



(M.Z.T.) Nad czym obecnie pracujesz?
(K.G.) Pracuję nad zbiorem emigranckim, który będzie zawierał prozę i poezję – epizody z życia emigranta przeplatane wierszami. Będzie składał się z dwóch części – emigracja i powrót do macierzy. Poezja będzie pomostem pomiędzy miejscami podróży, przeplatanej przygodami, a znajdującej swój kres w znalezieniu własnego miejsca na ziemi – domu.



(M.Z.T.) Wyczytałam z jednym z wywiadów, że Twój pseudonim pochodzi z zabaw w Indian podczas obozu harcerskiego w Ustce. Długo byłaś w harcerstwie? Czy wartości tej organizacji wyznaczały w Twoim życiu pewne zasady postępowania?
(K.G.) Nigdy nie byłam w harcerstwie, co najwyżej w Zuchach. Moja mam była harcmistrzem i z tego tytułu jeździłam na wszystkie obozy i zgrupowania. Tamtego lata, a miałam wówczas lat sześć i pół, dzieci kadry dostały własnego druha opiekuna, który prowadził ten nasz zastęp przez całe wakacje w indiańskim duchu. Był to czas, który wyjątkowo utkwił mi w pamięci, szczególnie ceremonia nadania imienia oraz całkowicie samodzielna wyprawa z tym związana. Pamiętam, jak wówczas nie byłam zadowolona z tego imienia, bo inni dostawali bardziej spektakularnie brzmiące nazwy jak Księżycowa Łania, Rączy Jeleń czy Biały Bizon, ale znaczenie i waga tego imienia dotarły do mnie o wiele później, gdy zaczęłam używać go jako pseudonimu artystycznego. Co do zasad postępowania jest ich kilka, wyniesionych z domu rodzinnego – uczciwa praca i dążenie do realizacji marzeń, lojalność i szacunek wobec ludzi, z którymi się przyjaźnię i współpracuję, jeśli tym samym mnie obdarzają oraz dbałość o rodzinę. Natomiast w stosunku do tych, którzy chcą mnie wykorzystać, nie mam skrupułów i nie uznaję kompromisów w takich sytuacjach. Pozostawiam takich ludzi poza kręgiem moich oddziaływań i nawet, gdy wybaczę, odpuszczę lub przyjmę wyjaśnienia, nie wracam do relacji.



(M.Z.T.) Bywałaś nad morzem, chociażby na wspomnianym obozie w Ustce. Gdzieś wyczytałam, że bardzo lubisz nasz Bałtyk. Opisz swoje uczucia związane ze spotkaniami z szumiącymi falami morskimi.
(K.G.) Napisałam kiedyś dwa wiersze związane z morzem, które niosą ładunek emocjonalny – z pozycji dziecka i dojrzałej kobiety. Wiersz Afrodyta jest tłumaczeniem z języka angielskiego, bo oryginalnie stworzyłam go w tym języku. Myślę, że najtrafniej oddają moje uczucia związane z szumem fal, które zawsze szepczą jakieś opowieści. Oto one:



„Wieczór na plaży"
Słonko zachodzi wieczorną porą -
Neptun swój trójząb odkłada w kąt.
Syrenie śpiewy do snu go kołyszą,
wiatr cichnie, a morze obmywa ląd.

Niebo się złoci i czerwienieje,
krzyk mew ustaje, rybitwy milkną,
nocka schowana za falochronem
w kąpieli tańczy z poświaty chwilką.

Małe muszelki z rybim zapachem
smak słonej bryzy w sobie skrywają;
skrzętnie zbierane dziecięcą dłonią
wspomnienie morza w mig przywołają.



„Afrodyta"
Ciepła bryza fali słonej
szeptem za marzeniem goni,
gdy Bogini w swoim pięknie
z morskiej się wynurza toni...

I jak światło wyobraźni
w srebrno nocnej toni błyszczy
jej twarz blask ekstazy zdobi
pieszcząc ciało odaliski...

Uśmiech w jej spojrzeniu tańczy
szafirowe randez-vous,
miłość w kroplach rosy spływa
rozpylając tęczę snu...

Afrodyta
Kobieta
Dziewczyna
Ja

© Katarzyna Georgiou



(M.Z.T.) Podobno pseudonim Skalny Kwiat oddaje najtrafniej Twój charakter. Czasem zwą Cię również Szarotką Alpejską albo Naskalną. Lubisz kwiaty, w szczególności górskie?
(K.G.) Kocham kwiaty, zioła i drzewa. Są integralną częścią naszego ludzkiego życia, nośnikiem energii, zdrowia i urody. Z polnych kwiatów moimi ulubionymi są dziewanna, chabry i maki, z drzew brzoza, lipa i jodła, a z ziół magiczna trójca: krwawnik, melisa i mniszek lekarski. Szarotka alpejska czy górska zaś ma dla mnie znaczenie symboliczne – odzwierciedla dychotomiczność kobiety i jej wewnętrzną moc.



(M.Z.T.) Szesnaście lat mieszkałaś w Kanadzie, gdzie wyjechałaś na studia. Gdy Kanadyjczycy słyszeli Twój akcent, to zgadywali, że z jakiego kraju pochodzisz?
(K.G.) Na początku, gdy akcent był bardzo wyraźny, optowali za narodowością rosyjską raczej, ale byli blisko, w końcu słowiańskość się przebijała. Później już nie było im łatwo, gdy straciłam ten akcent prawie całkowicie.



(M.Z.T.) Jakich polskich dań brakowało Ci w Kanadzie, a jakich kanadyjskich dań brakuje Ci teraz w Polsce?
(K.G.) Dań polskich mi nie brakowało, bo sama gotowałam od podstaw. Natomiast ciężko było dostać dobry chleb i wędliny, ale to szybko się udało załatwić wyprawą na typowo polską ulicę Toronto – Roncessvalles, tam królowały smaki z dzieciństwa. Co do kanadyjskiej kuchni, trudno powiedzieć, bo w Kanadzie, tyglu narodowościowym, raczej różnorodność panuje. Ja dość szybko zadomowiłam się w kuchni greckiej – z tytułu zawartego związku małżeńskiego. Tego, czego najbardziej mi brakuje to dań mojej byłej teściowej. Jej mousaka, humus, oliwki domowej roboty, warzywa w różnych sosach, baranina czy ciastka migdałowe w cukrze pudrze to była poezja dla podniebienia. Do tej pory pamiętam te 10 kilo nadwagi nabytej zanim nauczyłam się odmawiać dokładek.



(M.Z.T.) Z wykształcenia jesteś anglistką? Kim jeszcze.
(K.G.) Przede wszystkim, jestem nauczycielem muzyki, wychowania przedszkolnego i nauczania początkowego. Anglistą z przypadku i potrzeby. Gdy wróciłam do kraju, to język angielski okazał się być źródłem zatrudnienia.



(M.Z.T.) Uczysz angielskiego dzieci. Napisałaś gdzieś, że nauka języka angielskiego, szczególnie kierowana do małych dzieci, rządzi się swoimi prawami. Twoja metoda autorska opiera się na zabawie słowem, rymem, melodyką języka. Czy uczysz dzieci głównie swoich wierszy, piosenek, czy też opierasz się na starym, bardzo obfitym angielskim repertuarze dla maluchów?
(K.G.) Moje wiersze i piosenki przemycam do repertuaru programowego, niektóre wręcz piszę na prośbę dzieci, ale oczywiście korzystam z całej gamy wypróbowanych tekstów i zabaw dla dzieci, szczególnie tych podpatrzonych i stosowanych w Kanadzie podczas dziesięcioletniej pracy w Seneca College Lab School i przedszkolach uniwersyteckich. Kluczami do sukcesu w nauczaniu małych dzieci jest ogromna dawka humoru, muzyki i ruchu oraz aktywne uczenie się poprzez angażowanie wszystkich zmysłów i oddziaływanie na inteligencje, poprzez które wszyscy przyswajamy nowy materiał. Często, gdy mówimy o smakach na lekcji, łączę to z próbowaniem warzyw i owoców, jednocześnie przemycając i nazewnictwo tychże. W klasach szkolnych ten sam temat kończy się wykonaniem jakiejś potrawy wg wybranego przepisu uczniowskiego. Na kółku językowym zdarzały się i rozmowy przy herbatce po wspólnym pieczeniu ciasteczek, jeśli uczniowie przynieśli instrukcje jak to zrobić w języku angielskim. Ot cała filozofia - innowacja i chęci. Dzieci kiedyś podsumowały mnie jednym zdaniem, które traktuję jako najwyższy komplement w mojej pracy nauczycielskiej: „Pani Kasiu, pani to jest wygłupiasta".



(M.Z.T.) Prowadzisz warsztaty literacko- plastyczne, uczestniczysz w warsztatach rozwoju osobistego. W Kanadzie prowadziłaś kursy muzyczno-artystyczne dla nauczycieli wychowania przedszkolnego. Sporo tych umiejętności. Czy masz jeszcze więcej ukrytych talentów?
(K.G.) Talenty ma każdy z nas, ale nie zawsze wychodzą na światło dzienne. Ja swoje odkrywam co i rusz. Ostatnio jest to talent do ogrodniczenia – to moja najnowsza pasja – ekologiczny ogród. Ku mojemu zaskoczeniu wszystko, co posadzę, rośnie jakbym miała przysłowiowy „green thumb", czyli zielony kciuk ogrodnika ;)



(M.Z.T.) Z reguły talenty prozatorskie ujawniają się później, natomiast poeta odkrywa nieodpartą chęć tworzenia bardzo młodo. Czy pamiętasz Twoje pierwsze próby poetyckie? Czy zachowały się?
(K.G.) U mnie było inaczej. Prozą posługiwałam się od zawsze, byłam najlepszą polonistką w szkole podstawowej i liceum. Nawet maturę zdałam celująco i byłam zwolniona z egzaminu ustnego. Próby poetyckie były i owszem, ale dopiero na emigracji i pod wpływem bardzo silnych bodźców emocjonalnych. Do dziś mam je zapisane w kajecie, który liczy już sobie ponad 25 lat, ale są tak osobiste, że nie nadają się do publikacji. Nie chciałabym się dzielić z innymi czymś tak intymnym i bolesnym.



(M.Z.T.) Urodziłaś się we Wrocławiu, studiowałaś w Kanadzie, i znowu mieszkasz we Wrocławiu, czyli zrobiłaś jakby koło. Czy Wrocław to Twoje magiczne miejsce?
(K.G.) Nie, Wrocław to moje miasto pracy. Magicznym miejscem jest mój wiejski dom z ogromnym ogrodem i rozrosłą lipą, której nie powstydziłby się sam Kochanowski i polem pełnym ziół. Koło zatoczyłam w poszukiwaniu mojego miejsca na ziemi. Próbowałam odnaleźć ten dom w Kanadzie, ale okazał się on chybotliwym domkiem z kart. Czasem trzeba wyjechać by móc odnaleźć sens życia, siebie i swoje powołanie i wreszcie miejsce, które można nazwać duchowym domem. Teraz zaś, w moim starym, wiekowym domu, który odratowałam z ruiny, tworzę dla siebie nowy rozdział życia.



(M.Z.T.) Pierwszą osobą czytającą Twoje wiersze, jest Twój ojciec, który według Ciebie jest najsurowszym krytykiem. Podobno Twoje publikacje popchnęły go do pisania własnych wierszy i esejów. To niezwykłe, że wcześniej się tym nie zajął. Jak myślisz, dlaczego?
(K.G.) Myślę, że potrzebował bodźca do dzielenia się swoim talentem i wiedzą. A zaczęło się od tego, że poprosiłam go o spisanie swoich filozoficzno-egzystencjalnych przemyśleń, by zostały one dla mojego syna, gdyż ja nie potrafiłabym zrobić tego w taki sposób jak on. A było to dla mnie bardzo ważne, w końcu jednym z powodów powrotu do Polski było danie mojemu dziecku możliwości przebywania z dziadkami i czerpanie od nich wiedzy pokoleniowej.



(M.Z.T.) Czy Twój syn Ziemowit, urodzony 13 grudnia również odziedziczył rodzinny talent tworzenia wierszy?
(K.G.) Zapewne odziedziczył talent do pisania – jego opowiadania, bajki czy wypracowania mają już czytelników. Co ciekawsze publikuję na portalu eioba.pl oraz na szkolnej stronie placówki, w której pracuję. Jest także uzdolniony plastycznie – zilustrował mój pierwszy tomik poetycki dla dzieci Dziecięcy Świat – wiersze dla smyków z wyobraźnią. Co będzie dalej – zobaczymy. Każdy ma swoją ścieżkę i wybory z nią związane.



(M.Z.T.) Bliska jest Ci ezoteryka, numerologia, szamanizm i magia. Którą z tych dziedzin posiłkujesz się podczas wyborów w życiu?
(K.G.) Zawsze magią. Magia zawiera wszystkie te dziedziny w sobie. Zdrowy rozsądek i odrobina szaleństwa zazwyczaj dobrze się sprawdzają w codziennym życiu. Zdrowy rozsądek jest u mnie zodiakalnie charakterystyczny – jako Koziorożec mam go w nadmiarze, dlatego magii używam dla zrównoważenia tej obciążającej powagi i rozwagi. Radośniej mi wówczas i optymistyczniej, w końcu jestem zwolennikiem teorii „sami stwarzamy naszą rzeczywistość".



(M.Z.T.) Każdy z nas doznaje bólu niezrozumienia. Jak radzisz sobie z takimi zachowaniami w życiu?
(K.G.) Najprościej jak się da – od razu się „rozgrzeszam" stwierdzeniem, że jeśli inni mnie nie rozumieją to jest to ich problem. Schody zaczynają się dla ludzi w tym doznawaniu bólu niezrozumienia, gdy dają sobie pozwolenie na bycie ofiarą. Kiedyś byłam ofiarą, doświadczałam wielu traum. Teraz staram się żyć w myśl maksymy „Rób co chcesz, nie krzywdź" i tego samego spodziewam się od innych. Nie ukrywam mojej inności w poglądach, nie pozwalam na wkręcanie mnie w układy zależności i jeśli pozwalam na manipulację, na którą jestem raczej wyczulona, to tylko dlatego, iż jest mi z tym po drodze, ale cały czas zdaję sobie sprawę z bycia manipulowaną i kontroluję to w pewien sposób. Wyrzuciłam „nie" sprzed czasowników i przymiotników – słowa są nośnikiem myśli, to ważne w jaki sposób je formujemy i wypowiadamy.



(M.Z.T.) Jakiego wokalistę lubisz słuchać? Wymień utwór który mógłby być puentą naszego wywiadu.
(K.G.) Moim ulubionym wokalistą jest Shawn Phillips i jego piosenka Woman. Czasem mam wrażenie, że śpiewa o mnie i do mnie. Pieśń ta dociera do najgłębszych pokładów wrażliwości... Shawn śpiewa o Kobiecie Ziemi, która potrafi być ogniem i lodem jednocześnie, miłością i przekleństwem, złożona ze sprzeczności, a gdy doznaje zawodu potrafi odrzucić niepożądane: „a woman who kicks the clown"... Proszę posłuchać – piękne podsumowanie tego wywiadu.



The glow around your face
When you see the lightning race
I know I'm very near
And I can hear the thunder

A woman of perplexity
A woman for eternity
A woman of the land
A woman for a man [...]



(M.Z.T). Dziękuję za rozmowę

Gdynia-Wrocław 2014-07-06
Rozmowę przeprowadziła Maria Zofia Tomaszewska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz