Strony
▼
poniedziałek, 1 października 2012
Lampiony przyszłości…
Dzieci… Doskonałe w każdym duchowym calu, gdy przychodzą na świat. Poddane indoktrynacji od momentu pierwszego oddechu. Swoje charaktery kształtują nie tylko one same przez własne doświadczenia, ale mają je urabiane przede wszystkim przez „prowadzenie” rodziców i społeczności, w której żyją. Ich bunt, jest zawsze przejawem tłamszonych emocji, naginania do przyjętych norm, wtłaczania w wygórowane i ambicjonalne oczekiwania rodziców, którzy realizują swoje niespełnione marzenia poprzez własne dzieci, zrównania do poziomu przeciętności przez programy oświatowe…
A co z ich talentami, predyspozycjami, marzeniami? Co z ich Światłem?
Światło żyje w domu rodzinnym. W miejscu, gdzie dziecko powinno czuć się kochane, bezpieczne, wysłuchane, a jego talent(y) docenione i rozwijane. W domu, w którym dziecko ma wiele do powiedzenia w sprawach własnej edukacji, zajęć, obowiązków, dbania o własne bezpieczeństwo i ponoszenia konsekwencji własnych działań pod czujną obserwacją i delikatnym prowadzeniem rodziny.
Światło żyje wśród pasjonatów różnych dziedzin, a gdy zechcą się nim dzielić z dziećmi i młodzieżą, to przyczynia się ono do rozwijania pasji i zainteresowań wśród dorastającego, nowego pokolenia. Podeprę się po raz kolejny słowami Lorisa Malaguzziego, włoskiego edukatora i przyjaciela dzieci – on wniósł światło w edukację małego miasteczka Reggio Emilia, a o dzieciach mówił, że mówią setką języków, myśli, zabaw, że wynajdują i odwiedzają setki światów w swoich marzeniach, tylko że szkoła i dorośli zabierają im to wszystko, okradając z wielości i wielowarstwowości działań, ograniczając do jednego języka, jednego działania, jednego sposobu zabawy, rozgraniczając fantazję od realnej rzeczywistości, naukę od wyobraźni, rozum od marzeń…
Na szczęście, dzieci wiedzą lepiej… Wiedzą, że sto sposobów na wyrażenie siebie jest jak najbardziej w nich i buntują się przeciwko systemowemu rozczłonkowaniu spójnej całości jaką tworzą w swojej stujęzykowości..
Na szczęście dla dzieci, są tacy dorośli, którzy są, jak Loris Malaguzzi, pasjonatami, widzącymi w dzieciach zarówno uczniów jak i nauczycieli. Na szczęście są i rodzice, którzy traktują swoje dzieci jako partnerów do rozmowy, wymiany poglądów i jako równoprawnych uczestników rodzinnego życia. Mój przyjaciel pięknie oddał istotę sprawy pod wywiadem, jakiego udzieliłam całkiem niedawno, to jego słowa zmobilizowały mnie do spisania tych rozważań.
„A co do istoty sprawy. No cóż, trzeba nam dalej rozpalać te lampiony, co się dziećmi zwą, nieprawdaż?” „Cholera, mamy tak koszmarnie wypieprzony świat, rzekłbym, wybebeszony, a dzieciarnia na to patrzy. Smutne. Ale z drugiej strony to dzieciaki są prawdziwymi lekarzami. Niech roznoszą te lampiony.”
http://www.eioba.pl/a/3zm0/miedzy-literatura-a-ezoteryka#forumPostsStart#ixzz282nZKfHn
Niech… Niech roznoszą te sto języków, sto gestów, setki marzeń, wizji i jutrzejszych snów… Może którymś z nich trafią, jak wiązką Światła w dorosłych, którzy teraz nie zastanawiają się nad przyszłością własnego domu, sąsiedztwa, kraju, świata, a mają rolę decydentów…
(c) Katarzyna Georgiou
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz