Świat dziwny, świat senny w marzenia zaklęty...

BLOG AUTORSKI KATARZYNY GEORGIOU
Zapraszam w świat kobiecej tajemnicy, gdzie serce rozpoczyna swój spacer wokół zewnętrza ciała... gdzie Wiatr mówi do Księżyca: "Zdmuchnę Cię!"
Welcome to my Imagination's World :)

piątek, 20 stycznia 2012

Mojemu dziecku... Z kroniki serca...

Te pierwsze razy…

Pierwszy raz gdy cię ujrzałam, byłeś malutki jak fasolka Jaśko… to najpiękniejszy obraz w mojej pamięci.

Gdy pierwszy raz głaskałam twoją główkę przy mojej piersi, poczułam wszechogarniającą czułość… to najwspanialsze uczucie doświadczone przeze mnie po twoim urodzeniu.

Słysząc po raz pierwszy twój płacz, czułam jak wzbiera we mnie niepokój… nie wiedziałam czego potrzebujesz – zaczynałam się dopiero ciebie uczyć.

Gdy uśmiechnąłeś się po wielu próbach mimicznych grymasów, płakałam z radości jaką to we mnie wywołało.

Kiedy zacząłeś gaworzyć, uległam kompletnemu zdziecięceniu… do tej pory usiłuję sobie przypomnieć jakich sylabozlepków używałam do rozmów z tobą.

Nigdy nie zapomnę wyrazu zdziwienia na mordce naszej kotki, gdy pierwszy raz złapałeś ją za ogon… od tego momentu kładła się przy tobie dopiero, gdy zasnąłeś.

Twoje pierwsze raczkowanie przypominało rzucanie się ryby na piasku… przebyłeś w ten sposób dystans całego łóżka rozmiaru queen size.

Gdy zorientowałeś się do czego służą twoje kolana i łokcie, a podłoga była twoim poligonem doświadczalnym… pierwszą draką było dobranie się do karmy z kociej miski.

Miałeś 9 miesięcy, gdy zrobiłeś swoje trzy pierwsze samodzielne kroki przypominające spacer Frankensteina… moje serce pękało z dumy.

Pierwsze „mama” odjęło mi mowę na dobre parę minut… Czyhałam potem na każde następne, pilnie przysłuchując się wszystkim dźwiękom jakie wydawałeś.

Nigdy nie zapomnę obrazka z łazienki, gdy skończyłeś roczek… było tak cicho, że zaczęłam cię szukać, znajdując w zwojach papieru toaletowego – listek po listku rwałeś go z rolki, w każdy kawałek wydmuchując nos!

Największe zdziwienie ogarnęło nas, gdy mając 13 miesięcy, odbyłeś swoją pierwszą rozmowę z każdym członkiem rodziny, który po kolei słuchał… to nic, że nie rozumieliśmy o czym nadajesz… najwyraźniej tobie to nie przeszkadzało, tak długo jak potakiwaliśmy, ze zdumieniem spoglądając na zegarek… i ciebie!

Twój pierwszy smoking założyłeś na swoje drugie urodziny… byłeś tak roześmiany, spoglądając na swój tort w kształcie najprawdziwszej, trójwymiarowej lokomotywy – cukiernik stanął na wysokości zadania. Mój przystojniaku! Po tym dniu, naszykowałam na wszelki wypadek miotłę do odpędzania przyszłych adoratorek!

Pierwszy raz osłupiałam, gdy mając trzy i pół roku poprosiłeś mnie: „Mamo, opowiedz mi o Bogu.” Rezultatem mojego parominutowego wywodu, o uzupełniających się energiach żeńskiej i męskiej, była reanimacja twojego dziadka po ataku śmiechu, gdy mu powiedziałeś: „Dziadku, wiesz że energia żeńska została stworzona dla męskiej?”

Jednym z twoich pierwszych powiedzeń zapisanych w rodzinnej księdze aforyzmów, było to: „Mam smak na apetyt.” Za każdym razem, gdy buszowaliśmy po giełdzie staroci, a ty powtarzałeś to szczególne zdanie, był to dla mnie sygnał do zakupienia białej kiełbasy z rożna, buły i soku.

Twój pierwszy dzień przedszkolny, połączony z żałosnym płaczem, spowodował, iż moje serce szamotało się jak uwięziony w klatce ptak… najgorsze uczucie - rozpacz grająca w chowanego z rozsądkiem.

Pierwszy raz obtarłeś mi łzy, gdy w swojej bezradności w opanowaniu twojego rozhisteryzowanego protestu czterolatka, wyprowadzającego mnie z równowagi, usiadłam na dywanie i zaczęłam płakać… brudna ścierka do naczyń jakiej użyłeś zamieniła się w najużyteczniejszą chusteczkę mojego świata.

Gdy razem płakaliśmy, kiedy pytałeś dlaczego twój tata nie jest z tobą, pierwszy raz odczułam, że mnie rozumiesz jak nikt inny, choć miałeś wtedy zaledwie sześć lat… nie spodziewałam się usłyszeć od ciebie słów, które wydawałoby się przynależą do świata dorosłych – „Mamusiu, nie płacz, to nie jest twoja wina…”

Pierwszy raz zobaczyłam lęk w twoich oczach, gdy gładziłeś mnie po twarzy, leżącą w szpitalnym łóżku… wzbudziło to we mnie tak silną wolę wyzdrowienia, że przestałam myśleć o swoim strachu i zaczęłam pozytywnie myśleć o tym doświadczeniu, wracając do zdrowia.

Pierwszy prezent jaki od ciebie dostałam – pierścionek z czerwonym oczkiem – którym obdarowałeś mnie w Kamiennych Kręgach, jest najdroższym skarbem wśród moich wspomnień wraz ze słowami miłości „ to dla ciebie mamo, i nie musisz mi dziękować, bo zrobię dla ciebie wszystko.”

Pierwszy Dzień Matki, który zapamiętam na całe życie, to ten który mi podarowałeś będąc w pierwszej klasie… zrobiłeś mi kolację, podając do stołu kanapkę z szyneczką, czerwoną papryką pokrojoną w paski i jajko na miękko, które się okazało twardym, ale za to najsmaczniejszym jakie kiedykolwiek skosztowałam… do tej pory nie chcę wiedzieć, jak poradziłeś sobie z kuchenką, wrzątkiem i odcedzeniem tego jajka…

Pewnie będzie więcej tych pierwszych razy zanim wręczą ci świadectwo maturalne… ale bądź pewien, iż zanotuję je wszystkie w mojej kronice… Sam Koszałek Opałek nie powstydziłby się takiej księgi…


Kocham Cię, Skrzacie… Mama


Trzpiocie Knowanie

Cóż tam knuje mały człowiek?

Co mu się wyległo w głowie?

Minę bowiem ma figlarną,

oczy błyszczą psotą sporą,

buzia wabi półuśmieszkiem,

twarz jest cała metaforą.



Lecz ja nie wiem, z czym wyskoczy -

bo to problem jest proroczy.

Teraz sobie przypominam

lat dziecięcych czasy dawne -

małej panny fotografię

z twarzą trzpiota… hmm… zabawne.

© Skalny Kwiat

2 komentarze: